10.12.2015

6. Somebody's watching me

Anna Waronker - Somebody's watching me
Zapraszam na mojego nowego bloga stworzonego z miniaturki "My (not) own world" o tym samym tytule.
NO I NA WSZYSTKIE SMOKI!!! Niedawno pisałam  post, że pobiłam 200 wyświetleń, a teraz się okazuje, że pobiłam już 1000!!! Strasznie Wam dziękuję!!!!!

 Nie chciałam nic więcej mówić tej kobiecie. Wiedziała już za dużo, a i tak nie była w stanie mi pomóc. Nikt nie mógł zaradzić na moje sny. Ma moje wizje. Na mojego Smoka. To po prostu było nie do zmienienia. Jednak ja cierpiałam. Fizycznie i psychicznie. A myśl, że to powróci, a potem powróci, a potem powróci ... była okropna. Wstrząsające dreszcze przechodziły całe moje ciało gdy pomyślałam o skorpionach, czy Michaelu Stormie. Zło czaiło się we wszystkich zakamarkach mojego umysłu.
 Wróciłam do domu i zajrzałam Księgi Smoków. Musiałam wykombinować jak pozbyć się tego Smoka - źródła wszystkich moich cierpień i prześladowań. Gdy zniknie odejdą też moje problemy. Gruba oprawiona w skórę księga wyglądała jakby zrobiono ją wieki temu, choć był to egzemplarz sprzed pięciu lat. Przeskoczyłam spis alfabetyczny do litery "e". Erudição, Escorregadio ... Escuardião! Mam! Pierwszy Smok tej rasy urodzony w 1555, pierwszy Jeździec..., wygląd ..., charakter ... Nie piszą długości życia? Właściwie nigdy o tym nie słyszałam. Smoki po prostu ... znikały kiedy ich właściciele umierali. Stwierdziłam, że zajrzę wieczorem do pani Hale. Jeśli ktoś będzie znać odpowiedź to tylko ona.
 I tak też zrobiłam. Zadzwoniłam do drzwi nauczycielki, a ta otworzyła po chwili. Gdy zobaczyła kto przed nią stoi przez chwilę miała wahanie na twarzy. Ostatecznie zapytała uprzejmie o cel mojej wizyty.
- Mam do pani pewne pytanie.
- Kto pyta nie błądzi. - rzekła.
- Jak długo przeciętnie żyje Smok?
 Czarnowłosa kobieta zamyśliła się. Ściągnęła brwi w wyrazie konsternacji. Nie znała odpowiedzi na pytanie.
- Jeśli mogę spytać, skąd to pytanie?
- Zastanawiałabym się co by się stało z moim Smokiem gdybym umarła.
- Nie powiem, jest to bardzo mądre pytanie, na które niestety nie znam odpowiedzi. Właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
- Chyba nikt z nas się nad tym nie zastanawiał. Dlatego tak mnie to zainteresowało.
- No cóż Skylar, wierzę, że jesteś bystrą dziewczyną i w końcu znajdziesz odpowiedź. Kiedy już się tego dowiesz przyjdź do mnie. A teraz dobranoc, miłych snów.
 Zamknęła drzwi z cichym trzaskiem. "Miłych snów. Już to widzę!" - pomyślałam. Spacerem wróciłam do domu. Droga z Cidade Norte do Cidade Sul była trochę długa, ale wieczorna przechadzka dobrze mi zrobiła. W domu byłam o dziewiątej godzinie i od razu położyłam się spać. Jak gdyby nigdy nic, wskoczyłam pod różowe przykrycie i zamknęłam oczy. Choć wiedziałam co nastąpi.
 Jak zwykle wszystko zaczynało się od bezkresnej czerni. Tym razem jednak najpierw coś poczułam, a dopiero potem ukazała mi się żarówka. Poczułam chłodną ścianę pod prawą dłonią. Zimne cegły znalazły się pod opuszkami moich palców. Gdy na wszystko padło światło zobaczyłam, że stoję w tunelu. Był to niekończący się korytarz ze sklepieniem krzyżowym, ściany stanowiły bezkształtne, brązowe cegły. Nagle w korytarzu przede mną pojawił się On. Stał parę metrów przede mną. Czarny płaszcz, czarna bluzka z skorpionem i czarny kij baseballowy. Po co mu kij? Pojawił się w ciszy wywołując gęsią skórkę. Patrzył prosto na mnie, przeszywając mnie wzrokiem czarnych oczu. Czekałam w napięciu co zrobi. O co mu chodzi? Po co on tu jest? No właśnie. Gdzie jest tu? W przypływie nagłej odwagi krzyknęłam na niego.
- Gdzie jestem!?
 Przekrzywił głowę ze zdziwioną miną. Jednak szybko jego twarz rozjaśnił uśmiech. Zaśmiał się! Usłyszałam jego głęboki głos roznoszący się po tunelu. Patrzyłam jak nonszalancko wywija kijem z podkówką na ustach. Przerażał mnie.
- Czego ode mnie chcesz?
 Tym pytaniem zwróciłam jego uwagę. Spojrzał na mnie poważnie. Albo mi się zdawało, albo po jego twarzy przebiegł cień smutku, rozpaczy. Otworzył usta jakby chciał mi odpowiedzieć, ale nie mógł wykrztusić słowa.
 Nagle skorpion na jego bluzce się poruszył i znów nadeszła ciemność. Przerwał ją dopiero skrzek wrony. Obudziłam się. Za oknem usłyszałam krakanie tego przeklętego ptaka. Już myślałam, że jakoś udaje mi się wyjść na prostą, a tu sny znów mnie dopadają. Już nie umiem rozróżnić ich od jawy. Już nic nie wiem.
 Zerknęłam na wyświetlacz komórki.  Była pierwsza w nocy. Opadłam więc na poduszki i niechętnie znów zapadłam w sen błagając wszystkie Smoki żeby męka była krótka.
 Coś prześlizgnęło się po mojej ręce. Pisnęłam i otworzyłam oczy. Byłam w swoim pokoju. Coś mi tu nie pasowało. Przecież teraz powinien być sen o Człowieku Skorpionie, lub ta zwariowana alternatywna rzeczywistość. Czyżby to był sen? Czy koszmary przeniosły się z akcją do mojego pokoju? Drżąc czekałam co się stanie. To chyba nie ...
 DRRRING!! Podskoczyłam na materacu. Smoki piekielne, to tylko dzwonił telefon taty, a wystraszył mnie na śmierć! Przyłożyłam ucho do drzwi słuchając jak tata stojąc na korytarzu gada z kimś z firmy.
- Co? ... Nie obchodzi mnie to! Macie go stamtąd wywalić ... Nie można? A może to ty nie możesz? Zawsze mogę znaleźć kogoś bardziej kompetentnego ... No to się rusz! Nowy tunel ma być gotowy przed końcem sierpnia. - zakończył.
 To tylko kolejna nudna rozmowa z ekipą kopaczy nowego tunelu kopalni, której tata jest właścicielem. Wielka firma zaopatruje w surowce całą wyspę.
 Wróciłam do łóżka i nie mogąc nic poradzić na swoje zmęczenie przysnęłam. Oprzytomniałam dopiero o dziesiątej godzinie wygrzebując jaźń z tony piór, które zasypały mnie w śnie. Zerknęłam do kuchni. Nikogo nie było, więc wślizgnęłam się do pomieszczenia, ukradłam  z lodówki jogurt, sałatkę i pulpety z wczoraj. Mignęłam tylko i znów znalazłam się u siebie. Wrzuciłam wszystko na biurko i włączyłam komputer. Pisząc resztę książki pałaszowałam śniadanie. Wyglądałam przy tym pewnie jak jakiś neandertalczyk. Włosy sterczały mi na wszystkie strony naelektryzowane sweterkiem, a potrawy znikały szybko w mojej buzi. Byłam bestią, byłam gotowa zrobić wszystko aby zabić mojego Smoka.
 Słowa kwitły na ekranie ubierając moje sny i wizje w kwiecistą ramkę z liter. Musiałam jakoś to wszystko z siebie wyrzucić. Zerknęłam w stronę telefonu. Nie namyślając się długo zadzwoniłam do Brandona. Odebrał po trzecim sygnale i przystał na moją propozycję z ochotą. Po sukcesywnej rozmowie ubrałam się i poszłam do parku biegać. Nie musiałam.chodzić do pracy, rodzice zapewniali mi pieniądze na wszystkie wydatki. Byłam dziana i zawsze to wiedziałam. W tej kwestii nie miałam się czym martwić. Jednak moje zmartwienia były sporo większe niż troska o pieniądze.
 Rozglądałam się po parku. Śnieg pokrywał mokrą breją chodniki i ścieżki, a z przyprószonych drzew zwisały sople lodu. Oblodzone jezioro również pokrywała warstewka puchu. Chłód widocznie dawał się we znaki odzianym w kurtki i szale mieszkańcom Dragaud. Każdy spieszył przez park aby tylko znaleźć się w ciepłym pomieszczeniu kawiarni, pracy lub domu. Jak tu nie kochać lata?
 Truchtając pomiędzy osłoniętymi gurami ubrań Jeźdźcami przemierzałam park. Wymijając paczkę przyjaciół wbiegłam w breję i wykręciłam sobie nogę pod dziwnym kontem. Zabolało. Usiadłam więc na ławce by odsapnąć zerkając w stronę paczki. Jeden z chłopaków odwrócił się na ułamek sekundy. To był Michael Storm. Świat zaczął mi wirować przed oczami. Wstałam i wdepnęłam akurat w czarną dziurę, która po chwili pochłonęła mnie całą przenosząc do drugiego świata.
 Miałam mokrą stopę. Skórzane butki trzymałam w kałuży po mojej prawej. Wyciągnęłam z niej nogi i potrząsnęłam głową żeby się rozbudzić. Leżałam w tej samej piwnicy co ostatnio, chropowata ściana uwierała mnie w plecy, kuła i szarpała sukienkę ubrudzoną zaschniętą krwią i brudną wodą. Stołek, na którym pisałam list leżał przewrócony po przeciwnej stronie kałuży. No właśnie skąd tu się wzięła ta kałuża? Spojrzałam w górę, z sufitu kapała woda. Miałam  nadzieję, że to nie było to o czym myślałam, bo zaraz puściłabym pawia. Zresztą i tak to zrobiłam. Nie wiem co zwymiotowałam, kleik z tej rzeczywistości, czy poranne śniadanie sprzed komputera. Wszystkie granice zostały zatarte.
 Wytarłam właśnie usta rękawem, kiedy do pomieszczenia weszła Maribelle. Spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem, ona jednak odpowiedziała złowieszczym uśmiechem.
- No proszę księżniczka się obudziła. I najwyraźniej nie ma ochoty na śniadanie. - dodała spoglądając na śniadanie, które z siebie wyplułam.
- Proszę. - wyszeptałam słabym głosem. - Proszę pomóż mi.
- O nie, nie ma mowy Pascorpi. Może o tym nie wiesz, ale pragniemy cię zniszczyć. Ty i twoja rodzinka wreszcie zaznacie smak bólu i cierpienia. Nie chodzi nam tylko o okup, który tak na marginesie powinien być sowity. Ja i mój brat zniszczymy was, a to co zrobił wczoraj to była tylko próbka, jeden procent jego możliwości, więc lepiej przygotuj się na wszystko co najgorsze. - wysyczała.
 Wyszła z pokoju zamykając mnie w nim na klucz. Jej przemowa wywarła na mnie spore wrażenie. Uwierzyłam jej, po prostu jej uwierzyłam. Po minie Michaela było wiadomo, że psychopatą i może zrobić wszystko. Co to jednak jest wszystko? Tego się dopiero przekonam.
 Zamknęłam oczy prosząc żeby on tu nie przyszedł. Błagałam. Wolałabym zginąć od razu, ale im o to chodziło. O powolną, bolesną śmierć w torturach i mękach.
 Podniosłam powoli powieki. Zalała mnie fala niewysłowionej wręcz ulgi. Byłam w rzeczywistości! Dzięki Magellanowi! Nigdy dotąd nie miałam tak krótkiej wizji i był to najlepszy dar, największe szczęście jakie mnie ostatnio spotkało. Oczywiście poza powrotem Brandona. A skoro już o nim mowa, wróciłam do domu i poszykowałam się na randkę z nim. Uczucie radości przepełniało mnie aż do późnego wieczora przerwane jedynie konsternacją, którą bluzkę wybrać. To był czysty raj.


4 komentarze:

  1. Mówiłam już, że nienawidzę tego typa, a Sky jak zwykle zapatrzony w siebie dzieciak -_-
    Tak szkoda mi jej, ale to nie usprawiedliwia jej głupiego zachowania. Ehhh i ty Cam dziwisz się, że ludzie bardziej lubią Chloe?
    *Incaligo psycholog * Z tego co widzę, Skylar zawsze żyła w swoim wyimaginiwanym świecie, mam na myśli to, że nie przyjmowała do wiadomości, że świat nie wygląda tak jak jej się wydaje, jako bogatej jedynaczce. Tak naprawdę, to ona nie chce skończyć z sobą, dla niej to pewnego rodzaju zabawa. Zobaczę na ile mogę sobie pozwolić. Dopiero te sny i wszystkie powiązane z nimi sytuacje są dla niej takim, jakby zdarzeniem z rzeczywistością. Wydaje mi się, że lepszego smoka nie mogła trafić. Wybór był bardzo trafny. Tylko Sky nie może pogodzić się z tym, że nie będzie już tą uwielbianą, słodziutką, kochaną córeczką, nie może zaakceptować tego, że to nie tylko dla niej nowa sytuacja. Jest zapatrzona w siebie i tylko jej cierpienieusoe liczy. Czy o a w ogóle się zdolna do pokochania kogoś? Moim zdaniem nie, wiem, że tworzony przeze mnie w tym momencie profil psychologiczny tej postaci, może całkowicie różnic się od tego co Ty wymyśliłaś, ale co tam idziemy dalej w tych spekulacjach. Skylar nie potrafi kochać, jeśli nie ma korzyści. Czy w jakikolwiek sposób, choć raz pomyślała co się aktualnie dzieje z jej smokiem, zatroszczyła się? Myśli tylko o tym jak się go pozbyć i jak się pozbyć tych snów, ponieważ to burzy jej wspaniały świat. Czekam tylko na chwilę, w której zauważy, że ona naprawdę potrzebuje tego smoka, a on jej, że sny są tak naprawdę odzwierciedleniem jej duszy (+ pewne efekty specjalne dawne nam przez wspaniałą autorkę tekstu)
    Trochę się rozpisałam, ale miałam ochotę zrobić to już dawno XD jestem pewna, że w twoich oczach wygląda to inaczej, ale mówi się trudno. Jednak sześć lat psychologii hobbystycznej trochę za mocno oddziaływuje XD.
    Nadal nie rozumiem, po kiego ona jeszcze jest z tym idiotą ale spoko.
    Do następnego :)
    A właśnie, mam nadzieję, że jednak nie tracisz weny :) tak dla pewności przygotowałam czekoladowe muszelki z nadzieniem wenowym :>
    Tulę, In

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała Skylar
      A czy ja zaprzeczam?
      Masz totalną rację. To co napisałaś jest rozbudowanym, opatrzonym w papier pięknych słów moim wyobrażeniem.
      A z tą wspaniałą to przesadziłaś jak zwykle.
      Dobrze, że się rozpisałaś. Normalnie mi zaimponowałaś.
      Bo są podobni.
      Do następnego.
      Czekoladowe muszelki! *.* Uwielbiam je! Dziękuję

      Usuń
  2. Poniekąd zgadzam się z Incaligo, Sky trochę za bardzo się nad sobą użala i zwala winę na smoka. Co jej ten smok zawinił? >.< Ech...bogacze...
    Człowiek Skorpion coraz bardziej mnie intryguje...kim on jest? Coś czuję, że odpowiedzi szybko nie otrzymam xP
    Michael tutaj i Michael tam... to jest jedna i ta sama postać na pewno? Jakoś ciężko mi ich wpasować w jedność...
    Brandon...ygh...
    Czy ten tunel w śnie i tunel ojca Skylar to ten sam tunel? Dobrze myślę, czy to zbieg okoliczności ? xD
    Nie ogarniam, czy te sny/wizje dzieją się w przyszłości, przeszłości czy teraźniejszości...a może w ogóle ich nie było...ygh...tyle teorii i znając Ciebie, wszystkie obalisz wyskakując z czymś niespodziewanym xd
    Ślę więc moje kruki z weną, niech się Sky wkurza :V
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż racja.
      Przynajmniej tyle mi się udało.
      Są z innych epok.
      Tenner...ygh...
      Cicho sza!
      No właśnie nie, w tym opku jestem jakaś przewidywalna.
      Nie kruki, we śnie są wrony.
      Również pozdrawiam ^^

      Usuń