11.01.2016

Miniaturka: Pocałunek Śmierci

Podobał Wam się mroczny dom Czarodziejów? Jeśli tak zapraszam na dreszczyk emocji w domu Polly i jej zwariowanej rodzinki!
Z dedykacją dla samej Śmierci ;) Chyba wszyscy wiemy, że chodzi o Kosiarkę - nadal jesteś przy mnie.
Aqua - Barbie Girl (metal cover by Leo Moracchioli)

 Co powiecie na zwiedzanie nawiedzonego domu? Wprosimy się do gniazda Czarodziejów. Dom rodziny Pocket przypomina gotycką willę. Gargulce na dachu, a w środku pełno czaszek. Nie prawdziwych, oczywiście. Chociaż ... Za każdym zakrętem czekają kolejne drzwi z ciemnego drewna skrywające mrok. Nieprzenikniona ciemność zasłania jak kotarą pokoje wszystkich mieszkańców tego domu. Jedne z nich zajmuje najstarsza z czwórki sióstr - Gertruda zwana przez niektórych Gertą. Właśnie ocierała rąbkiem swojej cygańskiej spódnicy szklaną kulę.
- Kulo, kulo powiedz przecie, kto dziś umrze na tym świecie? Chwila, a nie pomyliłam zaklęcia? E, tam. - parsknęła wyciągając zimną herbatę z szafki obok.
 Kolejne drzwi skrywają różowy pokój młodszej od Gerty o trzy lata Urmy. Ta dwudziestoczterolatka jest szczęśliwą posiadaczką czterech kotów. O, jeden z nich imieniem Clarence właśnie zesikał się jej na różową pościel. Właścicielka jednak tego nie zauważyła bo gania właśnie po pokoju za Panem Adamsem. Biedulka zaraz jej cały czarno-różowy make up spłynie po twarzy. Lepiej się ulotnić zanim dopadnie nas Okruszek. Ten kot powinien być zamknięty w kojcu przez 24.
 Napadnijmy więc kolejny pokój. Piętnastoletnia Felicia "Fifie" rządzi tutaj twardą, czarną ręką. Czy jest coś w tym pokoju co nie jest czarne? Ach tak, biała jak papier skóra właścicielki. Siedzi właśnie przy biórku ze słuchawkami na uszach i coś rysuje. Och jaka śliczna kolejcja wisielców! Przeurocze. Ciekawe czego słucha, bo wygląda jakby miała ochotę kogoś zabić spojrzeniem. Ups! Ona zawsze ma taką minę. Przejdźmy dalej.
 Z pokoju Theresy jak zwykle dobiegają wrzaski. Spokojnie to tylko kolejny zespół heavy metalowy, którego słucha. Ona sama właśnie bawi się swoim ulubionym nożem mahając głową w rytm muzyki. No kto by nie chciał mieć tak artystycznie pociętej tapety. Och kochana mamuśka.
 Kolejna na celowniku jest Babcia Kunegunda. Chociaż szybciej to ona miałaby na celowniku nas. Niby siedzi w swoim zwyczajnym pokoju pomalowanym w kwiatki i dzierga sweterek dla jednej z wnuczek, a jednak coś tu jest nie tak ... Może chodzi o ten wzór w groby na swetrze? Może.
 Ostatnią już mieszkanką tej zwariowanej familli jest Poulette. Osiemnastolatkę często nazywają jedyną normalną Pocket. Zapewne dlatego, że nie próbuje przewidywać przyszłości, nie jest dziecinną kociarą, emo, nie słucha metalu i nie robi ubrań w trupy. Taaak zdecydowanie jest najnormalniejsza. Może jest wredna, ale artystka. Jej pokój na poddaszu nie wypełniają noże, koty i czerń lecz sztalugi, obrazy i szkice. Jednak i tak wykorzystuje każdą okazję żeby wyrwać się z domu. Nie wiem czemu, przecież jest tutaj tak milusio!
 Kogoś pominęliśmy? No tak jeszcze Śp. Alfred - ojciec rodziny. Był grabażem, ale w zeszłym roku sam został pogrzebany. Widzicie dzieci, do dętysty trzeba chodzić bo Was też to spotka!
 Podsumowywując co tu dużo mówić ... Jest ciekawie! A zwłaszcza ekscytujący był dzień, w którym kochany Tatulek zszedł na przeziębienie.
 Było to w zeszłym roku. Pan Pocket przeziębył się pewnego dnia na cmentarzu grzebiąc pannę Skinner. Był to sezon przeziębień, więc nikogo nie dziwiły katarek i smarki grabarza. Nadchodził już piąty dzień kiedy to leżał w łóżku. Tego dnia była kolej Polly żeby zanieść ojcu ciepłą zupę czosnkową wedłóg starego przepisu babci Kunegundy. Dziewczyna wstawała tego dnia wcześnie ponieważ musiała zdążyć zajść do Cidade Sul na otwarcie galerii sztuki. Ach ta sztuka, czego się dla niej nie robi. Brunetka szybko schrupała tosty i poszła do łazienki nałożyć sobie pasemka. Wyjęła Signodiaco i używając swojego ulubionego zaklęcia mutations rosea przejechała ametystem po końcówkach zabarwiając je na purowy róż. Zadowolona z siebie wbiła się w jeansy i próbując nie oddychać nosem zaniosła śmierdzącą zupę so pokoju ojca. Drzwi były uchylone, więc Polly tylko lekko je popchnęła by wejść do środka. To co zobaczyła sprawiło, że omal nie upuściła tależa z zupą. I trzeba byłoby wtedy gotować ją od nowa! A mianowicie nad śpiącym ojcem stała prawdziwa Śmierć! Grim Reaper we własnej postaci. Kościstą dłonią właśnie przykrywał(a) Alfredowi stopy kołdrą. Jego córka jak sparaliżowana stała w drzwiach próbując się nie ruszać. Nie wiedziała czy to może, któraś z sióstr jej nie wkręca, ale te dłonie z kości były na 100% prawdziwe. Nagle zakapturzona postać spojrzała w jej stronę. To znaczy chyba bo pod tym ogromnym kapturem ciężko wyczuć. Spojrzał(a) na Poulette. Nie było widać twarzy i dziewczyna zastanawiała się jaką minę ma owa Śmierć.
- Miło, że opiekujesz się ojcem. Daj nam chwilkę muszę się z nim pożegnać. - Niski, głęboki głos z wyraźnym echem wydostał się spod kaptura. - Byłeś mi wiernym sługom Alfredzie Pocket. W nagrodę za twą trzydziestoośmioletnią służbę zaświatom wezmę jedną z twych córek za swą żonę. - Dodał sądnym głosem.
 Przerażona Polly o mało nie popuściła w majtki. Żonę? Bała się oddychać. Nie chciała być jego Persefoną. Wiedziała jednak, że wybierze ją.
- Muahahahaha! - Kosiarz wybuchnął szaleńczym śmiechem - Wyluzka mała. Ale cię nastraszyłem. Hahaha! - Spoważniał nagle. - Alfredzie bądź spokokny zaopiekuję się twoimi córkami, a nawet żoną i teściową. A ty spokojnie przejdziesz na Pola Elizejskie.
 Po zakończonym przemówieniu kościotrup zaczął wymachiwać wielką kosą nad głową zmarłego w towarzystwie czegoś w stylu inkantacji. Nagle na podłodze pojawił się grób, a postać grabaża zaczęła jak dym niesiony wiatrem przemieszczać się w jego stronę. Kiedy uformował srebżystą sylwetkę zmarłego nad kamieniem. Ta poruszyła się. Duch uśmiechnął się bezzębną gębą do córki. Reaper coś dodał i nagle gób razem z duchem zapadł się pod ziemię. Polly krzyknęła przerażona, ale ciało jej pół łysego ojca nadal leżało w łóżku. Nagle usłyszała dzwon kościelny.
- Wybacz, muszę to odebrać. Sprawy służbowe. - rzekł Kosiarz i jak gdyby nigdy nic wyjął czarnego smartphone'a w kształcie trumny i włożył pod kaptur. Coś tam mruczał tym dziwnym głosem jakby miał wbudowane echo.
 Dziewczyna podeszła do taty. Dotknęła jego dłoni i czoła. Oba zimne bo już martwe. Nie mogła uwierzyć w to co się właśnie stało. Mroczny Kosiarz właśnie zabrał duszę jej ojca do zaświatów! To było po prostu chore. Ciekawe co na to Gerta.
- Niech nie ogarnia cię smutek, to już był jego czas.
- Miał dopiero pięćdziesiąt lat!
- Pięćdzieziąt pięć. - poprawił ją. - Ten dzień był mu zapisany już od jakiegoś czasu. Wiedziałem, że w końcu będę musiał przyjść po jednego z moich najwierniejszych sług.
- Czyli ... Jesteś facetem?
- Hahaha! - zaśmiał się Reaper. - Od dawna nikt mnie o to nie pytał. Ale chyba tak. Jestem facetem.
- Dobrze wiedzieć ... - Zostawiła miejsce na imię żeby się przedstawił, ale chyba nie skumał. - Jak masz na imię? No bo chyba musisz mieć jakieś imię. No nie wiem Franky, Bob.
- Sum 'iustus finire. - Jestem po prostu końcem.
- Nigdy nie byłeś człowiekiem? Skoro jesteś facetem to musiałeś być człowiekiem.
- Nie wiem ... Egzystuję już tyle czasu.
- W takim razie będę ci mówić Mal.
- Czemu akurat Mal?
- Bo mam taki kaprys!
 Mal przyglądał się jej przez chwilę. Chyba bo kaptur miał zwrócony w jej stronę.
- Jesteś świrem, wiesz? - wypaliła nagle dziewczyna.
- Ja?
- Tak. To dziwne. W ogóle, co ja robię? Gadam sobie z Mrocznym Kosiarzem. To pewnie mi się śni. Uszczypnijcie mnie!
 Kościotrup bez ostrzeżenia poszedł i uszczypnął Pocket w dłoń. Ale jego ręka nie była koścista. W dotyku przypominała ludzką.
- Ała! Czemu to zrobiłeś?
- Bo mnie poprosiłaś. Jesteś zabawna, wiesz?
- No chyba nie.
- Słuchaj szef dzwonił, mam dzisiaj wolne. Co powiesz na dzień z Reaperem?
 Polly rozdziawiła usta. Czy personifikacja Śmierci właśnie zapraszała ją na randkę? To jest totalnie głupie, to idiotyzm, to jej się śni. Uszczypnęła się sama jeszcze raz. Bolało, a on dalej tu stał.
- Jestem kompletnie walnięta. - mruknęła do siebie pod nosem. - Pewnie, chodźmy do Disneylandu! Pojeździmy na różowych kucykach i wypijemy shake truskawkowy! - odpowiedziała głosem ociekającym sarkazmem.
- Wedle życzenia.
 Kosiarz złapał ją za rękę, wokół nich buchnął okrąg z płomieni i zaśmierdziało siarką. Nagle znaleźli się w ogrnej, czerwonej jaskini wypełnionej duchami. Czy to było Piekło?
- Mam nadzieję, że ten płomień nie wypalił nam podłogi. - warknęła Pocket.
 Żniwiarz zaśmiał się. W tym miejscu jego głos nie posiadał echa i brzmiał dużo młodziej. Poprowadził ją pomiędzy jeziorami lawy i czerwonymi uliczkami. Po chwili stanęli w przypadkowym punkcie. Mal zaczepił się kosą o sufit.
- Trzmaj się. - poprosił miękkim głosem tak niepodobnym do tego poprzedniego. Złapał ją w pasie i podciągając się na trzonku kosy wybili się przez sufit Piekła na zewnątrz. Pocket zamknęła oczy. Kiedy poczuła lekki wietrzyk otworzyła je ponownie. Pomyślała, że to chyba jakieś żarty. Znajdowali się w paryskim Disneylandzie! No właśnie ona i ... Szybko odskoczyła od kosciotrupa. Znów pomyślała, że jak na szkielet w płaszczu był zbyt miękki, zbyt ludzki. Kiedy uważnie spojrzała w kaptur wydawało jej się, że zobaczyła tam uśmiech.
- To od czego zaczynamy różowe kucyki, czy shake truskawkowy? - wzkazał na karuzelę po prawej i budkę z lodami po lewej.
 On sobie chyba jaja robi! - pomyślała Polly. Dokładnie te rzeczy wymieniła, kiedy ją zapytał czy chce z nim spędzić czas. To było chore!
- Zacznijmy od kucyków, bo po shake'ach może być niedobrze.
 Ruszyli w stronę wielkiej karuzeli. Ona wsiadła na różowego konika przy karocy, a on na konia obok. Widok rowalał! Kosciotrup w długim płaszczu siedział na plastkowym różowym koniu. Ale kiedy dziewczyna parsknęła śmiechem, kucyk przemienił się w czarnego rumaka apokalipsy. Zamiast grzywy miał czarne płomienie, a kopyta, które dotykały podstawy karuzeli zostawiały na niej czarne smugi. Po chwili Mal zauważył przerażenie w oczach Poulette i zaśmiał się grubym głosem a koń się odmienił. Dziewczyna rozejrzała się wokoło, ale ludzie nie zwracali na nich uwagi.
- Nie widzą cię?
- Nie, są zwykłymi śmiertelnikami. Tylko Czarodzieje mogą mnie zobaczyć, ale zawsze przychodzę pod ich nieobecność.
- Ale jazda! I potafisz zmieniać plaskikowe koniki w rumaki apokalipsy. Mega.
- To co shake'a? - Podał jej dłoń.
- Z przyjemnością. Gorąco tu jak na lato.
 Wypili truskawkowe napoje, a potem poszli na rollercoster. Kiedy wysiedli Polly poszła w krzaki wymiotować, a Reaper poklepywał ją po plecach.
- Trzeba było jednak najpierw iść do domku siedmiu krasnali, a potem dopiero na kolejkę.
 Dziewczyna przytaknęła. Udali się jednak do chatki krasnoludów, ale najpierw odwiedzili łazienkę. Schylając się w niskim domu próbowali ubrać ciuchy krasnali. Polly wybrała małe buty, a Mal na kapturze położył mikroskopijną czapeczkę. Bawili się świetnie wsiadając następnie do karocy Kopciuszka. Oboje stwierdzili, że śmierdzi spleśniałą dynią. Potem zagrali w rzucanie piłkami w kaczki. Pocket wygrała Żniwiarzowi dużego, pluszowego misia. A na sam koniec wepchnęli się do budki fotograficznej. Oboje przytulili się misia, na drugim zdjęciu widać było, jak Mal próbował wyszarpnąć pluszaka Pocket, na trzecim zrobili fochnięte miny, na czwartym śmiali się do rozpuku, na piątym dziewczyna patrzyła Śmierci prosto w kaptur, a na szóstym jej twarz była już w środku tego kaptura.
- I nie powiesz mi teraz chyba, że Śmierć kiepski całuje?
 Żniwiarz zdjął kaptur ukazując swą twarz. Był długowłosym młodzieńcem o kruczej grzywie opadającej na oczy oraz bladej cerze. Usta miał pełne i to właśnie na nie natrafiła Polly w kaptrzurze. Mal miał twarz! Dziewczyna śmiejąc się nadal stwierdziła, że chyba pocałuje misia dla porównania efektu. Po wtuleniu twarzy w pluszowy pyszczek stwierdziła, że nie było źle.
- Ale chodzi ci teraz o misia czy o mnie? - zapytał Kosiarz znów miękkim głosem pasującym do jego wyglądu bez kaptura.
- O pluszaka. Ale z tobą chyba bardziej ludzko.
 Całowali się jeszcze chwilę w budce fotograficznej, a kiedy z niej wyszli znów znaleźli się w czerwonej krainie. Chłopak poprowadził ją do innego punktu przez który miała wrócić do domu.
- Czas się pożegnać. Szkoda. Dzień z tobą przypomniał mi kim kiedyś byłem.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Wpadnij jeszcze kiedyś.
- Nie wiesz o co prosisz. - zaśmiał się.
- Czy my właśnie jesteśmy w Piekle? Tu podobno trafiają złe dusze, więc kiedyś się tutaj na pewno spotkamy ... Mal.
- Właśnie! Przypomniało mi się jak miałem kiedyś na imię. Malachias.
- A więc żegnaj Malachiasie.
- Żegnaj Poulette.
- Nie nazywaj mnie tak! - warknęła na niego. Nawet sama Śmierć nie może tak do niej mówić.
 Posłał jej buziaka i zniknęła wracając z powrotem do swojego świata.


6 komentarzy:

  1. Dlaczego?!??! Dlaczego????!!!!...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze ta miłość....uhhhh.....
      Najlepszy początek, chyba wolę te mniej normalne siostry =D
      Dziękuję za dedykację ;)
      Ale naprawdę shake truskawkowy i kucyki????

      Usuń
  2. Ahaha, you made my day xD
    Babcia Kunegunda xD
    Szalona rodzinka :V Skojarzyło mi się trochę z Adamsami xd
    Śmierć robi sobie żarty z ludziów... ten to ma czasny humor :V I ten dzwonek jako dzwon kościelny xD Padłam :')
    Ktoś mi powie, co ja czytam? xDD Zaje**e xD
    Pozdrawiam :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cczasny? czarny* xD

      Usuń
    2. ;)
      O tak! Każda babcia jest w dechę!
      Tylko tutaj same czarownice.
      Totalny. Ten dzwonek to ściągnęłam z kabaretu.
      Miniaturkę
      To najlepszy komentarz jaki w życiu dostałam! Dziękuję!
      Pozdro

      Usuń