W torebce zawsze noszę scyzoryk. Wyjęłam go i otworzyłam największe ostrze. Przyłożyłam lśniącą w świetle gwiazd stal do skóry. Moje życie zaraz dobiegnie kresu. Byłam gotowa to zrobić. Teraz albo nigdy. Żegnaj Dragaud, żegnajcie Jeźdźcy, żegnaj życie. Przejechałabym ostrą stroną tnąc skórę ... gdyby nóż nie wypadł mi z ręki. Coś ciężkiego uderzyło o moje plecy i go wypuściłam, a potem to coś podniosło mnie w górę. To Smok. Szpony złapały mnie za ramiona i uniosły w powietrze. Zaskoczona krzyczałam jak wariatka (za którą i tak już byłam uważana). Leciałam nad miastem niesiona przez jakiegoś gada. Lądowanie nie było przyjemniejsze niż start. Zostałam zrzucona jak worek ziemniaków na jeden z górskich szczytów wyspy. Przede mną wylądował Escuardião bez Jeźdźca. Rozpoznałam go. To był mój Przeklęty Smok. Patrzył na mnie jakby wyczekująco.
- Czego chcesz? Właśnie chciałam się od ciebie uwolnić. Co ja takiego zrobiłam, że zasłużyłam na taki los? - krzyczałam jak głupia. Musiało mi na prawdę odwalić.
Oczywiście Smok mi nie odpowiedział. Przekrzywił głowę podczas gdy ja usiadłam na trawę i zaczęłam płakać. Łzy wyrażały moją słabość. Nic nie mogłam i nie umiałam zrobić. Gad trącił mnie nosem w ramię.
- Nie! - wydarłam się. Echo poniosło mój krzyk po górach powtarzając moją porażkę raz po razie. Escuardião odskoczył. - Odstaw mnie na dół. - powiedziałam siląc się na władczy ton.
On jednak nie zrozumiał. Musiałam sama na niego wsiąść. Z odrazą zajęłam miejsce w siodle i wzbiłam się w powietrze tak jak to często robiłam na Smoku mamy. Siedząc jak na szpilkach zleciałam z góry. Szybko odnalazłam dom i wylądowałam na podwórku. Nawet się nie oglądając zeskoczyłam z grzbietu gada i weszłam do domu. Minęłam rodziców w salonie i wbiegłam na górę do siebie. Padłam na łóżko i po długim czasie walenia w poduszkę i płakania zasnęłam.
Śniła mi się ciemność. Nieskończona ciemność i czerń głęboka tak, że aż nieskończona. Nagle nie wiadomo gdzie usłyszałam wronę. Krótkie "kra!" dotarło do moich uszu i nagle z czerni wyłoniła się żarówka. Zwykła żarówka zwisająca za sufitu na kablu. Zaczęła się huśtać. Kiwała się w jedną i drugą stronę w nieskończonej ciemności. Nagle pod nią mignęła biała twarz, w tym samym czasie kiedy wrona zakrakała po raz drugi. Ze strachem obudziłam się z koszmaru. Ta twarz. Pomalowany białą farbą i czarnymi liniami mężczyzna. Wąska broda, ulizane włosy. Otrząsnęłam się. Zlaną potem twarz otarłam rękawem. Co to było? Przecież ... Ogarnął mnie strach i nieuzasadniona panika. Emocje były bardzo silne. Prawdziwe. To tylko sen, to tylko sen. Już po wszystkim, teraz zasnę spokojnie. Powtarzając to sobie jak zaklęcie położyłam głowę na poduszce po raz drugi. Ledwie zauważyłam krew na rękawie tuż przed tym jak zmrużone oczy zabrały mnie ponownie w krainę ciemności i strachu.
Znów ciemność. Znów ten dźwięk. Wrona. Lecz tym razem zamiast człowieka z białą twarzą pojawiły się skorpiony. Wijące się ogony zakończone kolcami były wszędzie. Nie widziałam nic innego niż to. Po chwili obraz zaczął migać. Drzewa powykręcane i przypalone. Stary dom. Pustkowie. Na koniec kolejne głośne "kra" wraz z którym się obudziłam. Byłam przerażona, wstrząśnięta i zdezorientowana. Z trwogą i bijącym sercem rozejrzałam się po pokoju. Jeszcze było ciemno, zegar wskazywał godzinę piątą. Zmęczona kszmarem przetarłam oczy. Teraz już na pewno nie zasnę. Nie chcę znów śnić. Odrzuciłam kołdrę i z roztargnieniem przeczesałam rękami włosy. Coś się w nie zaplątało. Ze złotych pasm wyjęłam czarne ptasie pióro.
Nie możliwe. To się po prostu nie dzieje. Zwariowałam. Pióro wrony. Widziałam już w życiu wiele rzeczy, które inni uważają za nie istniejące: Smoki, Syreny, Czarowników. Ale to!? To przekracza wszelkie granice. Obmacałam piórko. Było prawdziwe, czułam je w moich spoconych dłoniach. Zadrżałam, upuściłam je na podłogę. Ten jeden sen tak namieszał mi w głowie, że zaczynałam popadać w depresję. Obłęd. Jak to możliwe, że jeden sen wywołał u mnie fobię. Wrony. Ten ptak jest symbolem czarownic, zła, wojny i odrodzenia w nowej postaci. Co to może dla mnie oznaczać?
Odetchnęłam głęboko i wstałam. Musiałam o tym po prostu zapomnieć. To był tylko sen o wronie i skorpionach. Musiałam go odpędzić. Ubrałam się, wzięłam lampkę i poszłam biegać do parku. Spokojnym tempem dreptałam ponad godzinę. Następnie wróciłam do domu, wzięłam prysznic i popijając kawę usiadłam do komputera. Musiałam coś zrobić, a żeby lepiej odreagować emocje, najlepiej je zapisać. To mój stary sposób na radzenie sobie ze stresem, zadzrością, frustracją, nadmiarem szczęścia. Zaczęłam pisać wymyślone na szybko sytuacje i toważyszące im uczucia. Tym sposobem dopisałam do mojej książki trochę zdań. Moja bohaterka - Adriane - nie utonęła. Fale wyrzyciły ją na brzeg, a kamień u nogi oderewała sama zanim straciła przytomność. No cóż piratka umie sobie radzić, w przeciwieństwie do mnie.
- Skylar co robisz? Ledwo się obudziłaś, a już siedzisz przy komputerze. - skarciła mnie mama.
- Obudziłam się o piątej, zjadłam śniadanie i byłam pobiegać. - powiedziałam na swoją obronę. Patrzyłam na nią z wyrzutem. Nie wytrzymała, odwróciła wzrok i wyszła z pokoju.
Ten chłód w naszych relacjach był dla mnie bolesny. Nie chciałam tego, ale nie wiedziałam jak temu zapobiec. Postanowiłam odpowiedzieć ogniem na ogień. Jednak wyszłam z domu. Musiałam pomyśleć. Pomaszerowałam do parku. Małe jezioro było pokryte warstewką lodu jak na lipiec przystało. Stanęłam na pomoście i obserwowałam jak ludzie chodzili deptakami spiesząc do pracy. Obok mnie przeszła właśnie zakochana para, która chyba nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności. Zapatrzeni w siebie potrącili mnie, a ja wpadłam do wody tak po prostu. Nie było barierki i nie mając się czego złapać było tylko "chlup" i wylądowałam w wodzie. Przebiłam lód i wpadłam do zimnego jeziorka. Gruba kurtka natychmiast nasiąknęła wodą. Zachłysnęłam się wodą. Zaczęłam się miotać. Tonęłam. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje. Przecież jeszcze dziś rano opisywałam coś prawie identycznego. Tylko, że moja bohaterka miała pirackie ciuchy, a ja ... to chyba jakaś kpina. Gdy spojrzałam na swoja kurtkę już jej nie było. Miałam na sobie to samo co Adriane z kulą u nogi włącznie. Zaczęłam szarpać sznur. Gardło nadal miałam pełne wody, byłam pewna, że za chwilę się uduszę. Jednak mimo to próbowałam się uwolnić. Jak ona to zrobiła w książce? Za pasem znalazłam parę nieprzydatnych rzeczy jednak był też kompas. Jak kompasem przeciąć śznur? Wyłożyć igłę i ciąć igłą. Byłam już na skraju omdlenia kiedy przecięłam już prawiec całą grubość sznura. Nie udało mi się całkowicie. Utonę. Ostatnie szarpnięcie życia. Nagle luźniejsze linki się odwiązały i byłam wolna, lecz już nieprzytomna.
Zaczerpnęłam mocno tchu. Zaczęłam kaszleć i przecierać oczy. Po chwili zorientowałam się, że jestem sucha i stoję na molo. Przede mną para, która mnie potrąciła stoi spokojnie u szczytu pomostu. Co tu się stało? Wszystko co się wydarzyło od kiedy zasnęłam jest jakby jednym wielkim snem, z którego nie mogę się obudzić. Byłam sucha, nie wpadłam do wody, to się nie stało na prawdę. Zerknęłam na taflę jeziora. W miejscu gdzie wpadłam do wody lód był płamany, a w głębi właśnie tonął sznur. Ale przecież ja tam właściwie nie wpadłam! Chwyciłam się za głowę. To nie ma najmniejszego sensu.
- To ona. - usłyszałam nagle szept.
Szybko się obróciłam, za moimi plecami stali Brandon i Alex.
- Hej. - rzuciłam. Idiotka. Nie odpowiedzieli. Speszona spuściłam głowę.
- Jesteś żałosna. - odezwała się Fray. - Ślepa i głupia. Z tobą zwsze coś było nie tak.
- Zgaduj jak długo cię zdradzam? - zapytał bezczelnie Tenner. Nie miałam ochoty na zgadywanki. Na szczęście i tak udzielił mi odpowiedzi. - Cztery tygodnie. Miesiąc, idiotko! I ty jeszcze się nie połapałaś! - zaśmiał się szyderczo.
- Haha! - moja była przyjaciółka zawtórowała mu. - Patrz i płacz.
Bez skrępowania obściskiwali się przed moimi oczami. Nie wytrzymałam tego. To było okrutne. Jedyni ludzie, którzy mnie rozumieli, zdradzili mnie w ten sposób. Uciekłam. Znów uciekłam od problemu. Nie dałam rady się z nim zmierzyć. Z żadnym z nich nie dałam rady. Co pozostaje mi zrobić? Najlepiej byłoby to zakończyć. Mój wzrok powędrował w stronę Klasztoru. Szczyt budynku wieńczy dzwonnica. To był mój cel. Wspięłam się po długim deptaku na szczyt góry. Stojąc u wrót kościoła nie wątpiłam w to co pragnęłam zrobić. Weszłam do środka. Podążając szeregami schodów wspinałam się coraz wyżej i wyżej. W końcu doszłam na strych i na nim odnalazłam wejście na dzwonnicę. Podmuch wiatru uderzył mnie w twarz. Widok zabierał dech w piersiach. Cała wyspa była widoczna z tego miejsca, wszystkie budynki, góry, jezioro i lasy. Słońce świeciło na wschodzie leniwie tocząc się ku południu. Odetchnęłam górskim powietrzem. To piękna sceneria by umierać. Wróciłam pamięcią do początków mojej egzystencji. Gdzy się narodziłam zapowiadało się tak sielankowo. Pierwsze dziecko, jedynaczka, córka jednych z najbardziej wpływowych ludzi na wyspie. Rozpieszczona dziewczynka. Jednak ja zamiast marudzić na naukę języków byłam nią zafascynowana. Zamiast malować się na imprezy wolałam grać w siatkówkę. Zamiast słuchać tej muzyki co wszyscy ja wolałam towarzystwo dźwięków sprzed trzydziestu lat. Byłam w miarę dziwna, ale nic chyba nie zapowiadało, że skończę w ten sposób. Właściwie nie miałam do roboty już nic poza napisaniem testamentu. Tak, jak wcześniej napisałam jestem dziwna. Wszystko co posiadam chcę po śmierci rozdać ubogim. Mam focha na rodziców. Oni powinni mnie wspierać, a na razie tylko cały czas mnie karcą. Skoro jestem przyczyną ich hańby niech wszystko co im po mnie zostanie rozdadzą biednym.
To już chyba wszystko. Kres egzystencji. Skok. Prosta droga w dół i koniec. Ciemność. Piekło, albo niebo. Nie dbałam o to. Trafię tam gdzie zasłużę. Teraz już tylko parę kroków i to wszystko się skończy. Wyśmiewanie, oszustwa, dziwne sytuacje, bycie ocenianym przez innych. Czy jeśli policzę do trzech to będzie bardziej spektakulatnie? Może. Raz ... Dwa ... Trzy. Z rozbiegu skoczyłam z wierzy i spadałam w dół. Koniec. Kres. Śmierć.
Jak mnie denerwuje Sky..No naprawdę, czy ona jest taka głupia czy tylko udaje? Staram sie ją zrozumieć, ale nie potrafię. Mogłaby schować tą swoją dumę do kieszeni, żyć normalnie. Mogłaby. Przecież, np ta nauczycielka, ona ją rozumie. Mogłaby zacząć mormalnie zachowywać sie względem tego smoka. Zrozumieć dlaczego ją wybrał. A nie robi z siebie ofiarę losu. Rozpieszczony głupi bachor. Sama nakręca innych aby tak ją traktowali. Niby ma te swoje 16 lat, a zachowuje się jak przedszkolak.
OdpowiedzUsuńAktualnie Chloe awansuje na bardziej lubianą bohaterkę. Przynajmniej nie jest tak irytujaca.
Obuzylam się XD
Czekam na kolejny rozdział :)
Przytulaski
Incaligo
PS: ciekawa jestem jaki smok by mnie wybrał, musze się w końcu głosić na ceremonię
Jest taka głupia. To jest ta główna bohaterka, której nawet ja nie lubię.
UsuńZostała wychowana przez człowieka z ego jak Mount Everest to co się dziwić.
Tak Genevieve jest bardzo rozumną osobą i ona by tak zrobiła.
Rozpieszczony bahor - idealne określenie!
"Przynajmniej"?
XD
A ja będę czekać na komentarz :)
Przejrzyj Księgę. A co do Ceremonii do masz 16 lat?
Tak mam. Nawet troszkę więcej. ;)
UsuńAle nigdy nie poszłam na Ceremonię bo się bałam. (tiaaa.. Wmawiaj sobie... To normalne że gadam sama ze sobą?)
Ja mam mniej niż 16 ;)
OdpowiedzUsuńA Sky jest irytująca jeszcze bardziej przewrażliwiona niż sądziłam, że się w ogóle da!
W jednym wpisie popełniłam samobójstwo aż dwa razy! I o dwa razy za dużo. Nie zje ciastko i się weźmie ogarnie!!!
Następnym raze czyli pojutrze postaram siè skomentować dłużej
~zapracowana
MrocznaKosiarka
Masz ;)
UsuńJeszcze bardziej niż ja!
Haha! Mi to pomaga, a jej chyba nie pomoże.
Och dziękuję :)
Uch, spóźniłam się...przeklęta szkoła... ._.
OdpowiedzUsuńTen sen *^* Taki w moim stylu. Mroczny, tajemniczy...psycho :3
Ciekawe co jest grane... czy to co pisze Skylar ma wpływ na jej prawdziwe życie? :O Ale mnie trochę wkurza...podwójne samobójstwo z tak głupiego powodu? Poza tym, skoro się chciała zabić to czemu przecinała tą linę kiedy tonęła, hę? Nie ogarniam dzieciaka :V
Taki trochę depresyjny rozdział, ale uratował go smok. Dosłownie uratował :P
Weny życzę ^^
Nie spóźniłaś się
UsuńNa to chyba czekałaś
Haha. Chciała zginąć bo nie ma dla niej już miejsca. To z liną to tylko instynkt.
No cóż niby taki mrok, a ratuje sytuacje.
Dzięki
Ps. A Ty ile masz lat?
Cóż...za kilka miesięcy będę miała Ceremonię xd
UsuńRozdział przeczytałam już jakiś czas temu, ale nie miałam czasu skomentować.
OdpowiedzUsuńLubię Sky, ale w tym rozdziale pokazala się jako zarozumiała dziewczyna. Ludzie się od niej odwrócili i swiat się skończył? Gdyby tak było to umarlabym kilka razy... XD
Z tym snem wymyśliłaś ciekawie, jednak radziłabym to bardziej opisać. Nie zdążyłam się w ogóle w czuć. Sen był i nie ma, nic się prawie nie zmieniło...
Jednak najbardzie chamsko zachowali się Alex i Tenner. Mam nadzieję, że istnieje coś takiego jak karma...
Ciekawy pomosł z tą wizją odpowiadającą tego co napisała...
Znając życie to znowu smok ją uratuje, ale znając cb to wymyslisz coś innego xD
Szkoda, ze jeszcze tyle zostalo mi do ceremoni :( Chciałabym juz mieć smoka...
Pozdrawiam i wysyłam herbatkę z świeżo suszonych liści weny!
- Izi
No cóż ta szkoła...
UsuńI ja również
W następnych rozdziałach (jeśli dotrwam) będą te sny postępować.
Istnieje, mam cały worek w schowku pod schodami ;)
I będzie gorzej
Co?! No chyba jestem w tej historii aż nazbyt przewidywalna!
Niestety trzeba trochę czekać.
Och herbatka! Mniam! Dziękuję! Mam nadzieję, że szybko zadziała bo ostatnio się opuściłam :(